Ślepa ufność odzyskała wzrok [SUPLEMENT III]
UFNOŚĆ
Pragnę ufać bardziej niż wody,
oblewać ufnością wszystkie stronice.
Kleić na nią znaczki na listach
i zostawiać jej krople w odciskach butów.
Bym mógł nią łatać dziury w ubraniach,
ogrzewać nią ręce w czasie mrozów,
a nawet ocieplać podwórko całe,
by śniegi stopniały już na zawsze.
Jak dobrze by było smarować chleb
i kawę słodzić ufności musem.
Więc proszę Cię, niech już kiełkuje
to ziarno co we mnie stwarzając zasiałeś.
/“Nie-wystarczający” Kamil Sejud/
Śmieszne jest to, że pragnienia okazują się mieć termin ważności lub najzwyczajniej w świecie zmieniają definicję. Pragnienie ufności (takiej, o jakiej mowa w wierszu) teraz zmieniło się w jej żałowanie. Ufność jednak jakaś została, przebrnęła przez więcej stronic, niż oblać zdołała ta wcześniejsza i dorosła do zmiany swojej objętości. Teraz innej pragnę ufności, niż było to rok, dwa, pięć czy dziesięć lat temu. Teraz inaczej dla mnie brzmi “Ufność”, bo inaczej zdążyłem ją zrozumieć.
Dobrze jest ufać, to jedna z moich ulubionych cech. Ufać bez końca i bez troski o jutro. Jeszcze dwa lata temu nie wiedziałem, że są granice w ufności, a ich brak może być niebezpieczny i to bardzo. Ufać można całkiem łatwo, szczególnie za pierwszym razem. Za każdym kolejnym ufność staje się fortecą nie do zdobycia. Do czasu. Pomimo wielu prób ufności, zawsze otrzepywałem się z piasku i wstawałem na równe nogi, by ufać bardziej. Znów - do czasu. I ten czas nastał 26 grudnia 2022 roku. Rok później, dokładnie rok później, wyszedł e-book do mojej książki “Nie-wystarczający”. Wtedy był symbolem zmiany, teraz stał się jeszcze większym symbolem - nie tylko zmiany, ale i wzroku w ufności. Tak! Żeby ufać, trzeba mieć szeroko otwarte oczy i patrzeć, nie tylko widzieć, bo widziałem zawsze, a mimo to ufałem. Ufałem, że jeszcze będzie dobrze. Gdy otwarłem oczy, to zacząłem ufać temu, że jeszcze będzie przepięknie.
Teraz trochę jaśniej. Pomyśl o sytuacji, w której musiałeś zmienić definicję ufności, w której przejrzałeś na oczy. Dobrze znasz to uczucie. Opowiem Ci w takim razie historię. Kiedyś znałem stado ślimaków. Rozmawialiśmy codziennie i spędzaliśmy razem masę czasu. Zacząłem ufać ślimakom i zdradziłem im swój wielki sekret - opowiedziałem im o mojej ogromnej plantacji sałaty. Ślimaki z uśmiechem słuchały jak z ognikami w oczach opowiadam o tej swojej sałacie i patrzyły na mnie pełne zazdrości. Nie miały one takiego szczęścia, by wystartować z własną plantacją, więc zaczęły myśleć o tej mojej. Zaczęły o nią wypytywać, a ja im o niej opowiadałem z pasją, jakiej dotąd jeszcze nie znały. To trwało do czasu, aż ślimaki zaczęły marzyć o mojej plantacji sałaty i stwierdziły, że na nią wtargną. Oczywiście nie same, zrobiły to ze mną, pod moim okiem. To ja byłem tym, który w swojej ślepej ufności wpuścił ślimaki na plantację sałaty. A to nie była zwykła sałata, nie dla mnie. To był mój sens, moje oczko w głowie, to było całe moje natchnienie. Wtedy. Pod moim okiem weszły na plantację i zaczęły ją powoli zjadać. A ja w swojej ufności patrzyłem na nie i pozwalałem im to robić. I wiele z tej mojej plantacji nie zostało. Mało tego, do dziś jeszcze jej w pełni nie odbudowałem i ciągle ze smutkiem wspominam ślimaki. Właśnie wspominam.
Moja ufność przeszła reformę. Poddała się obróbce, która zmieniła jej definicję. Ważne jest żeby ufać, ale ufać sobie bardziej, niż ślimakom. Może najpierw jednak o “żałowaniu” ufności. Napisałem to w cudzysłowie, ponieważ nie do końca jej żałuję. Cieszę się z efektu, jakim jest mój obecny mindset, ale wiem, że oszczędziłbym sobie wielu trudnych chwil, gdyby nie próby stawiania ufności ponad czerwonymi flagami. Tylko czy byłoby warto? Tego nie wiem i się nigdy nie dowiem. Wiem jednak, że warto jest odkrywać granice, ustawiać je i uformować tak, by na koniec dnia być zadowolonym. To ziarno wykiełkowało na bardzo niezależnego kwiatka, który teraz boi się ufać. Są plusy i są minusy, bo wszystko je ma. Plusem jest bezpieczeństwo, które sam sobie za każdym razem funduję. Minusem są trudności w życiu społecznym. Jednak cóż, tak czy tak jakieś by były. Więc sumując plusy i minusy, to cieszę się z tego, że moja ufność przeszła proces zmiany i wyciągam z cudzysłowy żałowanie. Oczywiście mu zaprzeczając - w imię tego co mam dzisiaj. Sam dla siebie, oddając sobie co swoje.
Dzisiaj ufam w lepsze, w wielu wymiarach, bo wiem, że stać mnie na takie. Lepsze bycie dla siebie. Stawianie siebie na piedestale mojego życia, bo nie ma innej drogi, przynajmniej dla mnie, przynajmniej tu i teraz. Myślę, że sam sobie to jestem winien po tych wszystkich głupotach, których się podjąłem. Po tych wszystkich razach, kiedy gotów byłem przelać krew, za przelanie uwagi. Oczywiście to w ogromnym cudzysłowie. Teraz moja ufność stała się dawaniem szansy. Trochę to brzmi jak zespół stresu pourazowego, ale może tylko i wyłącznie dlatego, że ma z nim wspólne punkty na trasie. Trochę jestem świadomy mojego lęku przed zaufaniem, więc nie ufam, a daję szansę. Najczęściej jedną na milion. Jeżeli wszystko na ziemi i niebie ułoży się w danym momencie pomyślnie, to jest szansa, że będę na tak, że będę poznawał i będę w tym poznawaniu odważny. Zdecydowanie jedna na milion.
Trochę bardziej do sedna. Nie ma tak, że musisz ufać. Taki mus nie istnieje. To takie oczywiste - ufaj tylko tym, którym ufać warto. Nic trudniejszego, bo żeby ocenić, czy warto, czy nie warto, to jednak wcześniej trzeba przelać trochę zaufania. Sęk w tym, żeby znaleźć złoty środek pomiędzy ślepym zaufaniem i zupełną nieufnością. Elementy jednego i drugiego są najzwyczajniej w świecie potrzebne, by przetrwać w danej sytuacji społecznej. Jednym z największych kłamstw, jakie w życiu były mi wpajane, to zasada zaufania - ten kto jest wyżej na drabince ma prawo do wszystkiego, bo jest wyżej i to sprawia, że trzeba mu w pełni ufać, żeby się z tej drabinki nie stoczyć. NIE MA TAK, ŻE NIE MA MNIE BEZ KOGOŚ TAM, KOGO NIE CHCIAŁEM POZNAĆ, A KOMU MUSIAŁEM ZAUFAĆ. Jak ja chciałbym to wiedzieć wcześniej, dużo wcześniej. Jednak naiwność jest chorobą, która objawia się w dolegliwościach dopiero po fakcie.
Kończąc - ufaj, bo to piękne i ważne, tylko ufaj z pełną świadomością. Nie wystarczy pytać siebie czy komuś ufasz, a bardziej trzeba stawiać pytanie dlaczego. Szukaj sensu w zaufaniu, bo ono go posiada. Życzę sobie sprzed pięciu lat dużego dystansu do ślepej ufności i pozostawienia jej w szafce nocnej każdego ranka. Sobie z przyszłości życzę powodzenia, bo jak nic się nie zmieni, to wciąż będzie ono bardzo potrzebne.