Moje Wielkie Hiszpańskie Wakacje, czyli MARLENA

    Uzależniłem się w ostatnim czasie od MARLENY i nawet mi z tym dobrze. Pomiędzy wysokimi temperaturami oraz zwodzeniem mnie w oczekiwaniu na deszcz (dzięki Alert RCB) przynoszę sobie co swoje słuchając muzyki prosto z hiszpańskich plaż. Przynajmniej tak nakazują twierdzić piękne teledyski. Zresztą za każdym razem słucham tej muzyki właśnie z teledyskami, bo nie znając hiszpańskiego potrzebuję jakiegoś dodatkowego bodźca, który ułatwi mi rozumienie przekazu - przynajmniej na swój sposób. Ach ta uniwersalność tekstów kultury! Te zdania miały powiedzieć: zapraszam Cię dzisiaj do świata hiszpańskich wakacji, chociaż zupełnie na moich zasadach.

    Za co najbardziej lubię soboty? Za to, że poranną kawę mogę wypić w łóżku. To jest moje najnowsze hobby. Od niedawna bardzo stabilnie podchodzę do pracy, albo właśnie to ona tak podchodzi do mnie. Znaleźliśmy się oboje w wymiarze ośmiu godzin, 8:00 do 16:00, poniedziałek - piątek, a potem co? Moje Wielkie Hiszpańskie Wakacje! Wróćmy jednak do tego sobotniego poranka. To jest najlepsze uczucie - kawa w łóżku, którą pije się do południa, bez pośpiechu - czasem nawet uda mi się tak robić, ale tylko czasem. Wszystkie te czasem są świetne i właśnie w tych czasem narodziła się we mnie wielka miłość do MARLENY, a jak dobrze wiemy wielka miłość nie wybiera, czy jej chcemy nie pyta nas wcale [tu: Wielka Miłość].

    Opowiem Ci o MARLENIE. Jest Ona duetem, jak się domyślam, ma niesamowitą barwę i koi dźwiękami. Zresztą hiszpański jest takim miodem na uszy w muzyce. O ile włoski jest komfortowy, francuski chwyta za  serce, niemiecki… jest, nawet jakiś na pewno (dla mnie bardzo twardy), tak hiszpański pozwala się w sobie rozpływać. Daje taki chill vibe i słuchaj - mi to zupełnie wystarcza. Nie potrzebuję rozumieć tekstów w pełni (ale tylko w tym konkretnym schemacie), żeby czerpać z tego źródła. Jeżeli jeszcze nie rozumiesz, o co mi tak dokładnie chodzi, to posłuchaj sobie tego (koniecznie z teledyskiem!):

    No i jak? Było mocno, co nie? Co do języka - właśnie zrozumiałem, że te kilka słów po angielsku kierunkują moje rozumienie piosenki, ale to chyba oddzielna myśl do pochylenia się nad. A jak teraz się czujesz? Ja tego słuchałem przed chwilą razem z Tobą i jestem już jedną nogą na plaży. Ba! Nawet czuję piasek pod stopą - chyba pora odkurzyć w końcu mieszkanie… A tak całkiem serio, to czuję słońce i lekkość w takim świeżym, nieprzytłaczającym koktajlu muzycznym. Co prawda może to być też jakimś tam minusem. Ja mam doświadczenie tego, że cokolwiek bym robił, to gubię czas przy tej piosence, normalnie mi on ucieka między palcami. Chociaż to jest akurat dobre, przynajmniej dla mnie, bo zostawia mnie później bardziej wypoczętym i zakręconym. (Tak, wiem że te panie są gorętsze niż płytki na balkonie, którymi parzę sobie stopy za każdym razem jak przed 18 wyjdę tam pogapić się na świat, ale mówimy dziś o muzyce). 

    Teraz zmieniamy klimat - przenosimy się ze słonecznych plaż (na jakiś czas), na potańcówkę przy zachodzie słońca. Zostaje cały czas ten sam magiczny klimat komfortowej muzyki. Teledysk oddaje jakiś dobry, choć stary, film fabularny - tam coś o miłości, coś o mafijnych porachunkach. Jak to bywa w filmach. Chociaż tutaj chce się tańczyć, co jest jedynie atutem. Też chce się sączyć Ice Tea w ciemnych okularach (właśnie teraz to robię, ale to taki poboczny element przyswajania tej muzyki). Te moje wielkie hiszpańskie wakacje zawierają wszystkie elementy idealnego wyjazdu rodem z Pamiętników z Wakacji, chociaż do tego brakuje przynajmniej mięsnego jeża. Nie wiem też dlaczego, ale ten utwór kojarzy mi się jakoś z Maniac-iem i Flashdance-em (TUTAJ odnośnik), oczywiście przyprawione tak dobrze, że możemy to danie już nazwać MARLENA. 

    Teraz czas się przenieść do początku. To właśnie “amor de verano” pozwoliło mi odkryć MARLENĘ. Serio. Amor de verano czyli letnia miłość - właśnie tak opisuję moją relację z tym duetem. You don’t know me, I don’t know you, ale wciąż mamy naszą wakacyjną miłość. Tak swoją drogą to jest to dobra propozycja dla uczących się hiszpańskiego. Ja sam wyciągnąłem kilka słów z tej piosenki, które teraz rozumiem. Po pierwsze amor de verano, czyli to co łączy mnie z dziewczynami z MARLENY. Dalej: comemos despacio - jako jemy powoli, co pokazują panie na teledysku - tego da się domyślić. Jest jeszcze volando, które będzie odpowiadało czemuś związanemu z lataniem, bo tam zawsze rozkładają ręce. To na tyle z mojego hiszpańskiego słownika. Znam jeszcze mucho calor i caliente, ale to inne historie. Ta piosenka sprawia, że czuję jakby szczęście mogło być tylko na tej plaży, na której kręcony był teledysk. To niesamowite, ale MARLENA tak dobrze oddaje klimat wakacyjnych miłości, że wydaje się, jakby miały wyłączność na radość i to tylko w tamtym miejscu. But I don’t know you… A! Tam jeszcze było besito - to chyba pocałunek, bo występując na żywo po tych słowach właśnie posyłają pocałunki do widzów. 

    P.S. Nie uczcie się ode mnie hiszpańskiego - nigdy nie miałem z nim do czynienia (miejsce dziesiąte) poza muzyką, więc nie daję gwarancji, że jakiekolwiek słowo jest dobrze przetłumaczone. 

    Obiecuję, to będzie już ostatnia pozycja, ale co może być lepsze po Amor de Verano, niż RED FLAGS. Nie mam pojęcia o czym śpiewają tym razem (jak za każdym poprzednim, ale to przemilczmy), ale chwytają za serce. Było chillowo, było tanecznie, było romantycznie, to teraz jest depresyjnie (chyba). MARLENA daje mi całą gamę emocji opakowanych w złote piaski hiszpańskich plaż. To jest coś, czego od zawsze potrzebowałem, a nigdy o tym nie wiedziałem. Tak swoją drogą to ten teledysk jest serio piękny, zresztą ta piosenka też. Mogę jej słuchać nie znając ani słowa (poza Instagram i red flags), a i tak czuję, że wiem o czym to jest i się mogę jakoś tam utożsamić. Myślę, że właśnie to cechuje dobrego artystę, nie mnogość efektów specjalnych, ale umiejętność docierania do emocji odbiorców, to działa na różnych płaszczyznach. To jeden z wielu powodów, dlaczego MARLENA mnie od siebie uzależniła. 

    Jest jeszcze wiele piosenek, o których chciałbym tutaj napisać, ale dla dobra nas wszystkich na tym zakończymy, przynajmniej dzisiaj. Wiem, że już dawno nie było tutaj mniej poważnego wpisu, ale słowo honoru - wkrótce będzie poważniej, więc teraz trzeba wsadzić stopy w piasek i posłuchać muzyki. Teraz takich treści będzie więcej. Mam nadzieję. Dziękuję za dziś i do następnego! 


Copyright © To Gołąbek , Blogger